Pić alkohol kulturalnie?

A nie upijajcie się winem, ... 
ale napełniajcie się Duchem. 
Ef 5, 18 

Dużo można by pisać o wielorakich skutkach plagi związanej z pijaństwem i alkoholizmem. A pisze się na ten temat sporo, na ogół dosyć mądrze i z reguły wystarczająco groźnie. Dlatego też ten problem jako dość oczywisty chciałbym w niniejszych rozważaniach pominąć, a zająć się natomiast sprawą przyczyn.

Owszem i na ten temat można u nas znaleźć pewną ilość wypowiedzi, ale pod tym względem nie ma już takiej zgody poglądów, jak w przypadku oceny skutków.

Wśród osób analizujących przyczyny omawianej plagi w naszym narodzie można czasem spotkać się z poglądem, że najistotniejszą przyczyną pijaństwa, a zwłaszcza alkoholizmu jest... niekulturalne picie alkoholu i dlatego, aby zapobiec tej klęsce społecznej należy... „pić alkohol kulturalnie”. 
Jak wygląda uzasadnienie tej, bądź co bądź, nie całkiem oczywistej tezy? – Niestety, jej zwolennicy nie potrafią podać przekonującej argumentacji, cech „kulturalnego” picia – ani obiektywnych wskaźników ilościowych, ani jakościowych.

Przecież ewentualne wskaźniki ilościowe musiałyby zależeć od tylu czynników (takich jak: wiek, płeć, masa ciała, aktualnie wykonywana funkcja, stan zdrowia, stan zmęczenia, stan nasycenia, stan psychiczny, atmosfera towarzyska, sytuacja finansowa, warunki klimatyczne otoczenia itp.), że nie dało by się ich precyzyjnie określić, a jakościowe sprowadzają się, w najlepszym przypadku, do reprezentowania snobistycznego spoglądania na „plebs”, nie mający „zdolności” (czy raczej możności) picia takiego, jakim się szczycą osoby uchodzące za kulturalne.

Nie lepiej (a właściwie – jeszcze gorzej) przedstawia się zasadniczy zrąb głównej konstrukcji myślowej zwolenników „kulturalnego picia alkoholu”. Wszelkie próby wykazania, że picie alkoholu – według tak czy inaczej sformułowanych kryteriów kulturalności – jest zjawiskiem korzystnym społecznie (szczególnie w naszych warunkach) spalają na panewce. Nie znajdują one pokrycia ani w teorii, ani w praktyce.

Zacznijmy od rozpatrzenia praktyki. 
Olbrzymia część pijaków (a nawet alkoholików) to ci, którzy jeszcze stosunkowo niedawno pili alkohol bardzo kulturalnie. Tak więc nie ma żadnej pewności praktycznej, że człowiek pijący alkohol kulturalnie jeszcze w tej chwili, będzie to robił nadal albo do końca swego życia. 
Zresztą ostrzega nas przed taką zadufaną w sobie postawą również Pismo Święte, upominając przed uleganiem pokusie i głosząc, żeby ten, kto stoi baczył, aby nie upaść (1 Kor 10, 12).

Gdyby miała okazać się słuszną owa czysto teoretyczna zasada „kulturalnego picia” (głosząca, że picie alkoholu jest rzeczą dobrą, jeżeli jest dokonywane w sposób kulturalny), wówczas można by przecież wykorzystać to „genialne” odkrycie w znacznie szerszym zakresie. Gdyby, zatem było tak, jak głosi ta zasada, wtedy trzeba by także uznać za dopuszczalne na przykład takie stwierdzenia. „Kłamię tylko kulturalnie, a więc postępuję właściwie”. „Kradnę tylko kulturalnie, a więc jestem w porządku”. „Uprawiam prostytucję tylko w sposób kulturalny, a więc moja postawa jest godna szacunku” itp. Myślę, że wystarczy tych kilka przykładów nonsensownego rozumowania.

Pozwolę sobie jeszcze zatem przytoczyć jedynie, krótko, unowocześnioną wersję faryzejskiej postawy znanej z Ewangelii według świętego Łukasza. „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, niekulturalni, jak i ten pijak (lub alkoholik). Przecież ja nie tylko wiele razy w tygodniu, ale zawsze zachowuję się kulturalnie” (porównaj z Łk 18, 9-14).

Otóż wydaje mi się, że jedną z najważniejszych przyczyn „masowego picia alkoholu w naszym kraju jest właśnie uleganie „kulturalnemu” piciu. – Któż by nie chciał być kulturalnym?

A zatem – „Skoro piją alkohol: kulturalny nauczyciel, kulturalny lekarz, kulturalny sędzia, ba – nawet ten kulturalny ksiądz, to ja szary (albo młody) człowiek mam się uważać za kulturalnego, gdy nie piję alkoholu? Chcąc być kulturalnym, tak jak oni, muszę się upodobnić do nich i w tym, co oni uznają za kulturalne, to znaczy w piciu alkoholu”.

Trudno znaleźć praktyczne argumenty przeciwko takiej postawie, nawet gdy ktoś rozumny zechce się powoływać na istnienie wysokich kultur (na przykład islamskich) odmawiających zalet (kulturalnych?) alkoholowi.

Jakie stąd wypływają wnioski? – Jest ich sporo. Wyliczę tu tylko niektóre. 
Istnieją ludzie należący do „najkulturalniejszych” (wśród nich znajdują się nawet ci, stojący na samym szczycie kulturalnego świecznika), którzy mogą stać się (i często stają się rzeczywiście) małą iskierką zdolną do zapalenia lontu połączonego z bombą nałogu lub drobnym kamyczkiem potrafiącym rozpętać lawinę pijaństwa. A nawet alkoholizmu.

Nie powinniśmy zatem patrzeć po faryzejsku, z pogardliwą wyższością, na żadnego pijaka ani nawet na najbardziej zwyrodniałego alkoholika, ponieważ może to być akurat mniej lub bardziej pośrednia ofiara naszej własnej postawy aprobującej „kulturalne picie alkoholu”.

Właśnie ludzie kulturalni winni dysponować zdolnościami do pokazywania, iż alkohol wcale nie musi być nieodłącznym atrybutem kultury, czyli że do kulturalnego życia wcale nie jest konieczny alkohol, a jeżeli nawet potrafi współistnieć z rozwojem kultury, to rozwój ten bynajmniej nie odbywa się dzięki alkoholowi, ale zwykle wbrew niemu.

Poza tym, czy skłonność do alkoholu musi stanowić rzeczywiście cechę najwyższej elity kulturalnej skoro już w Księdze Przysłów można znaleźć między innymi taką przestrogę: 
Nie dla królów, Lemuelu, 
nie dla królów picie wina 
ani dla władców pożądanie sycery, 
by pijąc, praw nie zapomnieli, 
nie zaniedbali prawa ubogich. 
Prz 31, 4-5

Czyżbyśmy królów i władców nie zaliczali do grona osób kulturalnych? 
Lepiej więc nazywać gorzką prawdę po imieniu i przyznać się ze skruchą (tak jak ewangeliczny celnik) do własnej słabości w uleganiu pokusie alkoholowej, niż unosić się pychą, fałszować rzeczywistość i po faryzejsku usprawiedliwiać swój grzech nieopanowania pożądliwości alkoholowej przez tuszowanie go zasłoną postawy kulturalnej.

Przecież nawet uznając picie alkoholu za rzecz dobrą (a nie tylko dopuszczalną) możemy wszakże odmówić go sobie (tak jak na przykład odmawiamy sobie spożywania pokarmów mięsnych w piątki) ze względu na dobro społeczne – aby dodać otuchy wątpiącym w możliwość wytrzymania bez picia alkoholu, a zwłaszcza, by dobrowolnie i bezinteresownie podjąć zadośćuczynienie za zniewagi wyrządzone Bogu przez osoby nadużywające alkoholu.

Jeżeli zaś ogarnia nas lęk przed nieprzychylną opinią najbliższego otoczenia, przed zniewalającą groźbą ośmieszenia naszej zdecydowanej postawy abstynenckiej, przed zgryźliwymi podejrzeniami o brak autentycznej kultury, to przypominajmy sobie zawsze, podtrzymujące nas na duchu, słowa Chrystusowe (często przywoływane na pamięć przez Jana Pawła II): Nie lękajcie się, odwagi! Oto ja jestem z wami (Mk 6, 50). – Korzystając z Jego miłosiernej pomocy pokonamy wszelkie przeciwności – nie tylko te, które stwarzają nam złośliwie zwolennicy fałszywie rozumianej kultury.

Ryszard Dezor