Nadzieja dana i zadana...

Myśląc w ostatnim czasie o nadziei wcale nie musiałem odwoływać się do swojej pamięci pytając, co ma być tematem moich rozważań. Na korytarzu uczelni, do której uczęszczam przysłuchałem się a właściwie, to po prostu usłyszałem fragment rozmowy dwóch koleżanek. Jedna z nich mówiła do drugiej trochę zmartwionym głosem: „No, ja mam nadzieje, że ten egzamin nie będzie taki trudny…”. Nadzieja. Innym razem idąc w stronę „okna papieskiego” przechodziłem obok Filharmonii Krakowskiej, gdzie na afiszu przeczytałem napis: „ Koncert dla nadziei”. Nadzieja. Będą już w miejscu spotkań Ojca Świętego z krakowianami – pod Kurią biskupią, znów usłyszałem: „ Umiłowany Ojcze Święty, mamy nadzieje, że patrzysz na nasz z góry, że wstawiasz się za nami (…)”. Nadzieja. Jeszcze w ten sam dzień wracając tramwajem patrzyłem przez szybę na przystanek. Tym razem nie musiałem oglądać roznegliżowanej kobiety ani czytać nagłówka najnowszego numeru „Wprost’ donoszącego o nowej Komisji Śledczej. W miejscu na reklamy znajdował się plakat. A na nim mienił się zielonym kolorem napis: „Pola nadziei – akcja charytatywna na rzecz hospicjum”. Nadzieja. Mógłbym tak przytaczać długo „miejsca”, w których „spotykam” się z nadzieją. Wydaje się, że po tych przytoczeniach można postawić tezę, że nadzieja jest powszechna. Czy zatem można żyć baz nadziei? Moje rozważania nie będą kalkulacją, bo nie lubię matematyki, nie będę chciał także niczego udowadniać – Komisje Śledcze mają już sporo pracy. Napiszę coś „z serca” i przytoczę myśli tych, którzy tak pięknie o nadziei pisali.

Jan Paweł II w 1987 roku powiedział na krakowskich Błoniach: „ Słusznie możemy sadzić, że przyszły los ludzkości leży w ręku tych, którzy potrafią podać następnym pokoleniom motywy życia i nadziei”. Będę się starał odpowiedzieć w tym tekście, jaki jest mój motyw życia i nadziei. Na początku spróbuję jednak odpowiedzieć na inne pytanie – na pytanie o to, czym jest nadzieja. Mówimy czasem np. „ Mam nadzieje, że Kasia nie zapomni o zakupach”. W tym wypadku termin „nadzieja” oznacza coś kruchego, jest to raczej forma spodziewania się czegoś lub kogoś. O „nadziei” mówimy też, gdy człowiek znajduje się w sytuacji granicznej, czyli w sytuacji, gdy człowiek doświadcza choroby, odejścia kogoś bliskiego czy różnego rodzaju „katastrofy”. Nadzieję kojarzyć możemy jednak nie tylko z tym, co fizycznie doświadczamy czy osiągamy. Wydaje się, że nadzieja jest tym, co jest wewnątrz nas. Wypada założyć, że nadziei nie należy traktować przedmiotowo. Gabriel Marcel przytacza prawidłową formułę pojmowania nadziei, która nie brzmi „mam nadzieje, że…” lecz „mam nadzieje”. Kończąc rozważania nad znaczeniem „nadziei” przytoczę słowa ks. J. Tischnera zamieszczone w książce „ Świat ludzkiej nadziei” (będę jeszcze do niej wracał). Filozof pisze tam: „Nadzieja jest odpowiedzią na coś, co leży głębiej, co jest związane z podstawową sytuacją człowieka w bycie. Sytuację tę oddaje adekwatnie słowo: tragiczność”. Po tych początkowych rozważaniach budzą się we mnie pytania o to, czy nadzieja jest postawą, potrzebą, świadomością, złudzeniem, doświadczeniem czy rzeczywistością, a może po „trochu” tym i tamtym. Trudna jest odpowiedź na to pytanie, bo nadzieja oznacza wybieganie poza rzeczywistość, która nas otacza tu i teraz, wybiega ku światom przyszłym.

By odpowiedzieć na pytanie czy można żyć bez nadziei obiecałem na początku, że napiszę o moim motywie życia i nadziei. Dzisiaj świat nie lubi słuchać o Bogu, Bóg jest dla świata mało atrakcyjny, nie da się nim zarobić, a chrześcijaństwo najłatwiej wyśmiać i sprowadzić do obyczajowości, trendu kulturowego czy tradycji kultywowanej przez staroświeckich. W świecie, który kwestionuje źródła nadziei stwierdzam i świadczę, że źródłem mojej nadziei jest Światłość – Jezus Chrystus. „ Ja jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności lecz będzie miał światło życia (J 8,12)”. Ks. Tischner pisze: „ Wydarzenie chrześcijaństwa było we wnętrzu ludzkiej nadziei (…) Jezus był ofiarą zawiedzionych nadziei. Inne nadzieje ożywiły się. Chrystus Zmartwychwstały stał się symbolem nadziei nowo powstałych na nowo ożywionych”. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak wielki wpływ na nasze życie ma nadzieja, nie uzmysławiamy sobie paradoksu nadziei, który osiąga pełnię w „doznaniach tragiczności”. Pragnę podkreślić ów paradoks. Umierający Chrystus daje nadzieje na życie, ludzie cierpiący, głodni, poniżeni, samotni dają sygnał, by obudziło się w sercach ludzkich dobro, by obudził się heroizm. „Jaka jest ludzka nadzieja, taki jest ludzki heroizm” (ks. J.Tischner). A więc możemy wiązać z doświadczeniem nadziei heroizm, wiązać z nią możemy również dojrzałość. Chrześcijańska nadzieja zrodziła różne rodzaje heroizmu, heroizm wyrasta z doświadczeń nadziei, człowiek zdaje się być zdolnym do heroizmu tylko w imię jakiejś nadziei. Przed oczyma przesuwają się teraz obrazy codzienności, codzienności, której jestem świadkiem, bezpośrednio - w bliskim otoczeniu, jak i pośrednio, gdy patrzę na ekran telewizora, czytam gazetę. Wszystko, co widzę w otaczającym mnie świecie zdaje się potwierdzać to, o czym pisze Tischner. Zastanawiające jest to, co stanowi heroizm. Autor „Świata ludzkiej nadziei uważa, że heroizm tworzy „akceptacja cierpienia jako treści wypełniającej teraźniejszość”. Cały czas stajemy przed wyborami, mimo „ bólu codzienności” podejmujemy ten heroizm. W pewnym sensie nadzieja opiera się na przyszłości. Dla mnie jako chrześcijanina przeszłość objawia się w „Dobrej Nowinie”. Trudno w tym miejscu pominąć słowa Jana Pawła II skierowane do Polaków: „ Wszystkim moim rodakom przynoszę dziś przesłanie nadziei płynącej z Dobrej Nowiny, że Bóg bogaty w miłosierdzie w Chrystusie objawia każdego dnia swoją miłość. To On Zmartwychwstały Chrystus mówi dziś do każdego i do każdej z was: przestań się lękać”.

Pisząc o tym, że nasz polski filozof wiąże doświadczenie nadziei z heroizmem i dojrzałością nie odniosłem się jeszcze do dojrzałości. Na stronach „Świata ludzkiej nadziei” odnajduje myśli dotyczące nadziei i dojrzałości: „Czynem, którym dojrzałość chrześcijańska żywo ukazuje siebie jest akt właściwego wiązania nadziei”. Kluczowe jest tu „wiązanie nadziei”. To „wiązanie nadziei” jak pisze dalej Tischner to nie tylko nadawanie nadziejom człowieka formy jedności, ale odnoszenie nadziei do wydarzenia, którego sens odczytany może być przez pryzmat przyszłości.

Osobiście uważam, że nadzieja to tyle, co życie, bez nadziei nie ma życia, nie ma siły, chęci i woli życia. Nie wiem jak się nauczyć nadziei, nie ma też sposobu by ją zdobyć. Nadzieja jest darem danym każdemu człowiekowi. Jest dana, ale i również zadana człowiekowi, bo mieć nadzieję to nie zamykać się w swoich obolałościach. Kończę swoją pracę a w ucho „wpadają” mi słowa piosenki: „Zatrzymaj, zatrzymaj się, to przemijanie ma jakiś sens, o jutro nie lękaj się. Bóg przecież nie zmienia się (…) On na nowo nas zrodził do żywej nadziei, do dziewictwa, którym niebo jest”. Nadzieja. I proszę o jedno – gdy kiedyś będziesz chciał komuś powiedzieć, że jest beznadziejny to najpierw się zastanów. „ Wielką cnotą jest wiara i wielką cnotą jest miłość, ale nadzieja to jakby największa z nich. Do ostatka człowiekowi towarzyszy i podźwignie go i wyprowadzi. Nadzieją weselący się idziemy”.(Z.Kossak)

Paweł Piwowarczyk