Zapotrzebowanie społeczne?

Biada światu z powodu zgorszeń! 
Mt 18, 7 



Twórcy programów typu reality-show twierdzą, że wychodzą jedynie naprzeciw potrzebom publiczności. Stwierdzenie to ma być swoistym usprawiedliwieniem działalności, która jest nie tylko ewidentnym naruszeniem dobrego smaku, ale również stanowi bardzo poważne przekroczenie podstawowych norm moralnych. 
Zastanówmy się przeto przez chwilę nad istotą problemu godzenia w godność człowieka poprzez takie plugawe widowiska, jak Big Brother czy Amazonki. Pamiętajmy, przy tym, że wspomniana degradacja osoby ludzkiej następuje zarówno w odniesieniu do „aktorów” jak i widzów oraz autorów scenariusza i personelu realizującego owe wynaturzone sceny. 
Dla uniknięcia niedomówień ustalmy najpierw, co rozumiemy pod pojęciem „wychodzenia naprzeciw potrzeby publiczności” albo – innymi słowy – starania się o sprostanie jakiemuś zapotrzebowaniu społecznemu. 
W tym celu racjonalnym zdaje się być uznanie, że o zapotrzebowaniu społecznym jakiejś grupy ludzkiej można mówić sensownie i uczciwie dopiero wtedy, gdy jest ono wysuwane przez statystycznie znaczącą populację tej grupy. 
Czy tak jest rzeczywiście w przypadku reality-shows? – Śmiem wątpić. Podkreślam, że mówię o zapotrzebowaniu, a nie o odbiorze. 
Nie to jest jednak najważniejsze w rozpatrywanym problemie. Najistotniejszą wątpliwość budzi tu sam sposób argumentowania 
Jeżeli bowiem dla legitymizacji realizowania widowisk typu reality-show miałoby wystarczyć jakieś poważne zapotrzebowanie społeczne, to, dlaczego nie można by zastosować tejże metody także w innych przypadkach? 
I tutaj właśnie zaczyna się rozciągać ogromne pole do popisu dla różnorakich szarlatanów. – „Jest zapotrzebowanie społeczne na korupcję, a więc sprostajmy mu i szerzmy korupcję!”; „Jest zapotrzebowanie społeczne na prostytucję, a więc sprostajmy mu i szerzmy prostytucję!”; „Jest zapotrzebowanie społeczne na złodziejstwo, a więc sprostajmy mu i szerzmy złodziejstwo!”; „Jest zapotrzebowanie społeczne na wandalizm, a więc sprostajmy mu i szerzmy wandalizm!”; „Jest zapotrzebowanie społeczne na agresję, a więc sprostajmy mu i szerzmy agresję!” itd. itp. 
Ludzie! Nie dajmy się zwariować! Przecież nawet niewidomy może dostrzec, że „rozumowanie” oparte na takiej „argumentacji” prowadzi bezpośrednio w jawnie ślepy zaułek, który dla każdej grupy społecznej kończy się smutno dewastacją kulturalną i moralną. Pamiętajmy, więc o tym i przejmijmy się tym, by nie dawać bratu sposobności do upadku lub zgorszenia (Rz 14, 13).

Ryszard Dezor